To nie był wyjazd jak wiele poprzednich! Tym razem było dłużej, więcej i bardziej intensywnie.
Wylądowaliśmy jak zwykle w piątek wieczorem na lotnisku w Maladze. Dość szybko opuściliśmy lotnisko i udaliśmy się na miejsce, skąd busik miał nas zabrać do wypożyczalni samochodów. Jakie było nasze zdziwienie, gdy zauważyliśmy, że busik podjechał w chwili kiedy dotarliśmy na przystanek.
Nie musieliśmy na niego czekać nawet minuty! W ciągu kolejnych kilku minut byliśmy już w wypożyczalni, skąd dość szybko i sprawnie wyjechaliśmy samochodem.
Planowaliśmy najpierw podjechać do Mercadony - dyskontu spożywczego, ale w wypożyczalni dowiedzieliśmy się, że z powodu święta - Dzień Andaluzji (Día de Andalucía) wszystkie duże sklepy są zamknięte. Odwiedziliśmy więc mały, lokalny sklepik, blisko lotniska. Dość szybko, chodź głównie lokalnymi, krętymi drogami dojechaliśmy do miejsca, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy nocleg. Miejsce nazywa się Alojamientos El Rancho Grande i jest warte polecenia! Jechaliśmy też przez miasto Álora, które zachwyciło nas, pomimo że oglądaliśmy je jedynie w nocy i przez okno samochodu.
Więcej na temat naszej pierwszej nocy przeczytasz TU Zobacz jaka czekała na nas niespodzianka!
Następnego dnia po śniadaniu, jak zwykle zjedzonym w lokalnej knajpce, wyruszyliśmy w drogę.
Plik 41 - wycisz jak aneta zyga, dodaj 43, i 45 - troche trzeba go
Zatrzymaliśmy się na parkingu z takim pięnym widokiem
Zostawiliśmy auto i poszliśmy zwiedzać Caminito del Rey, ale o tym poczytasz TU
Po 3.5 godzinach spędzonych na zwiedzaniu wróciliśmy na parking i udaliśmy się w dalszą drogę. Podróż tym razem zajęła około godziny.
Naszym celem było urokliwe miasteczko Setenil de las Bodegas.
Dlaczego akurat tam? O tym dowiesz się klikając TU
W miasteczku spędziliśmy dokładnie godzinę. Pomimo, że miasteczko nam się spodobało, uznaliśmy że więcej nam nie trzeba.
Kolejny punkt: Mercadona! Potrzebujemy jedzenia!
pliki 127 do 134
Po zapakowaniu zakupów, pojechaliśmy w dalszą drogę.
Miasteczko Ronda znane jest z takiego oto widoku
Po więcej szczegółów - zajrzyj TU
W Rondzie zatrzymaliśmy się na rondzie na dłuższą chwilę, ale głównie dla tego, że zjedliśmy tam obiad.
Nasz kolejny punkt oddalony był o prawie półtorej godziny jazdy:
Był to hotel Globales Gardenia w miejscowości Fuengirola. To w nim mieliśmy spędzić resztę naszego pobytu w Hiszpanii. O hotelu jeszcze będzie, bo to nie był najlepszy wybór. Była już prawie 18. Ja pojechałem do Malagi oddać auto, a reszta ekipy załatwiała formalności związane z zameldowaniem.
Auto oddałem szybko i sprawnie. Gdy wjechałem na parking do wypożyczalni zdążyłem tylko nagrać krótki film, potwierdzający że auto nie jest uszkodzone
Zaledwie chwilę po tym, jak wysiadłem z samochodu, znalazłem się w busie, który zawiózł mnie na lotnisko. Na miejscu, od razu po wyjściu, zakupiłem bilet. Wkrótce potem byłem już w pociągu. Od oddania auta minęło nie więcej niż 10 minut!
Podróż zajęła mi pół godziny plus kilka minut na dojście ze stacji Torreblanca do hotelu.
W między czasie reszta ekipy zainstalowała się w hotelu. Widok z okien był wspaniały. I ten na morze...
.. i ten w stronę miasta
Nasze pokoje znajdowały się na 9 piętrze i ulokowane były po obu końcach budynku. Z obu rozpościerał się piękny widok i na morze, i na miasto, choć z każdego na inną jego część.
Po tak intensywnym dniu zostało nam tylko zejść do restauracji na kolację i iść spać. Aby nie rozciągać tego artykułu, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o samym hotelu, dlaczego nam się nie podobało i kto nam postawił szampana.. zerknij za jaki czas TU W dalszej części opowiadania na tej stronie, o samym hotelu nie będzie już nic.
Kolejny dzień postanowiliśmy spędzić na leniwo. Wstaliśmy dość późno, poszliśmy na śniadanie a następnie na mały spacer wzdłuż plaży.
Na deptaku co chwila się gdzieś zatrzymywaliśmy. A to na kawkę, a to zrobić sobie zdjęcie
Naszym głównym celem był targ.
Pliki 9 i 13, 15, 18, 37, 38 z katalogu 128
po chwili jednak zaczeło padać, wiec zmodyfikowaliśmy nasze plany
pliki 39, 40, 41, 42, 43, 45
Ponieważ od hotelu odeszliśmy dość kawałek, postanowiliśmy wrócić do niego... taksówką ;)
pliki 48 do 51
Po obiedzie zrelaksowaliśmy się nieco w pokojach, a także korzystaliśmy z basenu i jacuzzi. Po południu z Zosią postanowiliśmy przyjrzeć się bykowi z bliska.
Aby nieco skrócić ten wpis ale jednocześnie pokazać jakie pięnie widoki rozpościerały się z pod byka, utworzyłem osobny wpis, który juz teraz można znaleźć TU
Reszta dnia upłynęła nam na rozmowach o sensie życia, słuchaniu szumu morza, jedzeniu świeżych sardeli z Mercadony czyli boquerones...
...i ogólnie pojętym relaksie. Co tu dużo pisać? Kuba nagrał taki film
Kolejny dzień, z powodu egzaminów, był ostatnim dniem dla Zosi.
Rano poszliśmy jeszcze na plaże oraz na ostatnie zakupy do ulubionego sklepu Zosi o jakże miłej nazwie ALE HOP.
Chwile przed 12 wszyscy poszliśmy na pociąg. Na stacji Benalmadena się rozdzieliliśmy. Nasza trójka pojechała na lotnisko pożegnać Zosie, a Kuba z Anetą poszli pospacerować po miasteczku.
Pliki 88, 89
Gdy Aneta i Kuba wyszli z pociągu, wsiadł do niego.. śpiewak!
Korzystając z okazji, że byliśmy na lotnisku, sprawdziliśmy czy schowane przez nas w czasie ostatniego wyjazdu otwieracz i kubki są na miejscu.
Odprowadziliśmy Zosię i pociągiem wróciliśmy do Benalmadeny. Gdy wysiedliśmy na stacji, pan z obsługi wyjaśnił nam jak działa ich system. Jeśli wybierasz się do Malagi lub okolic to warto przeczytać co na ten temat napisaliśmy TU
Aneta z Kubą czekali na nas na stacji. Postanowiliśmy wrócić do hotelu na piechotę.
Wg mapy powinno nam to zająć troszkę ponad dwie godziny.
Najpierw jednak, jak to mamy w zwyczaju, poszliśmy na kawkę do speluny dla lokalsów.
No może nie do końca tak wygląda kawa, ale jakby ogólny zamysł pozostał ten sam.
Po chwili spędzonej na kawce ruszyliśmy w dalszą dogę. Idąc w stronę moża zobaczyliśmy to.
Nie mogliśmy się z Kubą powstrzymać przed zrobieniem sobie takiego oto zdjęcia:
Planowaliśmy iść na obiad do jakiejś restauracji, ale po sprawdzeniu kilku wpadliśmy na lepszy pomysł. Ancia opowiada o nim w filmie poniżej
No wiec jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy. Miejsce może nie do końca plażowe, ale z widokiem na morze
Piknik udał się znakomicie
Gdy tak tam siedzieliśmy, gadaliśmy i piliśmy szamana ze słoika po szparagach, czas płynął jakby wolniej.
Chwile tam posiedzieliśmy i poszliśmy dalej. Znaleźliśmy między innymi takie oto miejsce:
I tak sobie szliśmy, raz górą, raz dołem, co chwile znajdując warte uwagi miejsca
I tak niespiesznie dotarliśmy do hotelu. Ostatnią atrakcją dnia była niespodzianka od pana, który obsługiwał restauracje. Jeśli chcesz zobaczyć jaka - kliknij TU
Reszta dnia upłynęła nam na rozmowach o malarstwie, a jako że byliśmy z Kubą tak blisko Malagi, mieście w którym urodził się Pablo PIcasso, to głównie rozmawialiśmy o odmianie malarstwa nazwanej Kubizm. Picasso był jego głównym orędownikiem i ciągle powtarzał, że tradycyjna perspektywa nie oddaje złożoności rzeczywistości...
I tak oto nastał ten ostatni dzień. Z hotelu wymelinowaliśmy się dopiero po 12 i obładowani tobołami poszliśmy na Targ... na który (uprzedzając fakty) i tak nie dotarliśmy;)
Niektórzy z nas ciągle mieli w głowach wczorajsze opowieści i długo nie mogli zapomnieć o czym tak całą noc rozprawialiśmy.
Odwiedziliśmy kilka sklepów z warzywami, gdzie dziewczyny kupiły pomidory i inne smakołyki. Później poszliśmy na ostatnią w tym sezonie hiszpańską kawkę
pliki 208, 209, 210
Po kawce spokojnie i bez stresu, choć obładowani jak kamele w Dubaju dotarliśmy do przedostatniej stacji kolejki,
która w całości jest umieszczona na estakadzie.
Pociągiem na lotnisko, a później to już standardowo
I taki to był ten nasz intensywny, przedłużony wyjazd. Już nie możemy się doczekać następnego.