Rancon to niewielka, ale niezwykle urokliwa miejscowość w regionie Nowa Akwitania, około 30 km na północ od Limoges. Populacja to około 500 osób. Znajdziesz tu XII-wieczny kościół warowny, romańską kaplicę św. Sebastiana, tajemniczą „latarnię umarłych” z XII wieku oraz pozostałości rzymskiego mostu nad rzeką Gartempe. Żadna z tych atrakcji nas jednak nie zainteresowała. Nas do miasteczka przyciągnęła mała, lokalna restauracja.
Le Georges Bar, Restaurant & Chambres to urocze miejsce w samym sercu miasteczka, przy 3 Place Georges Bonnet. Miejsce to cieszy się świetną opinią – średnia ocen to 4.6 na 5 na wielu platformach.
Nas zainteresowało jedno, jedyne danie spośród tych jakie serwują - żabie udka! Zawsze chcieliśmy ich spróbować. Wykorzystaliśmy więc okazję w czasie naszego wypadu do Francji aby spróbować tego specjału.
Miejsce to wybraliśmy, bo znajdowało się około 10 minut jazdy samochodem od domu, w którym mieszkaliśmy. Zadzwoniliśmy, będąc jeszcze na basenie, umówiliśmy się na.. "za chwilę" i pojechaliśmy.
Kuba i Aneta nie chcieli jechać, bo wieczór wcześniej zaprzyjaźnili się z żabkami z pobliskiego stawu.
Pojechaliśmy sami: Ja, Ancia i Zosia.
Więcej o tym, dlaczego ta szyba taka brudna jest tu
Weszliśmy do środka, szybko poznaliśmy właściciela, ten wskazał nam stolik i ... zrobiło się dziwnie. Najpierw czekaliśmy około 10 minut na.. kartę drinków żebyśmy mogli zamówić coś do picia. Gdy już ją otrzymaliśmy to przez kolejne kilka, kilkanaście minut nikt się nami nie interesował. Jedyna kelnerka w restauracji omijała nas szerokim łukiem, bo nie mówiła po angielsku!
W końcu udało nam się zamówić coś do picia, choć łatwo nie było. To miejsce ma naprawdę małą kartę (to zaleta!) A i tak ta kelnerka miała problem aby zrozumieć co chcemy.
No ale to nie ważne, napije dostaliśmy po dłuższej chwili a do nas przyszła właścicielka. Ta świetnie mówiła po angielsku, bo pochodziła z... Walii! Przeprosiła za czas oczekiwania i przyniosła nam właściwe menu. Nas zainteresowały jedynie przystawki.
Opowiedzieliśmy właścicielce, że zawsze chcieliśmy spróbować żabich udek... ona się tylko uśmiechnęła i od razu zaproponowała też.. ślimaki. I choć te już kiedyś jedliśmy, to i tak chcieliśmy spróbować jak robią je we Francji. Zosia, chyba jedyna głodna, dodatkowo zamówiła sobie hamburgera.
Właścicielka uprzedziła, że zamówienie może zająć około 15 minut i poszła do kuchni.
Po około 10 minutach wróciła: pierwsze były ślimaki i Zosi hamburger:
a po chwil dostaliśmy to, po co tu przyjechaliśmy: Żabie udka!
Wracając do ślimaków to warto zwrócić uwagę na to jak zostały podane:
Na specjalnym talerzyku zwanym escargot. Ma on charakterystyczne wgłębienia – zazwyczaj sześć, które utrzymują muszle ślimaków w miejscu i zapobiegają wylewaniu się masła czosnkowego. Do tego dostaliśmy też specjalne szczypce i widelczyk. Muszle były bardzo gorące, należało więc przytrzymać je szczypczykami a następnie tym właśnie śmiesznym widelczykiem wydłubać ślimaka ze skorupki.
Danie było dobre, choć moim zdaniem cały smak dawało właśnie masło czosnkowe i przyprawy, sam ślimak to takie gumowate coś..
Jeśli chodzi o żabie udka... (to Zosia wysłała na grupę to zdjęcie)
...były genialne! Coś co na pierwszy rzut oka wygląda jak niedogotowane skrzydełka z kurczaka smakuje obłędnie! Pyszne białe mięsko, które w smaku przypomina połączenie kurczaka z... rybą!
Jak nam smakowało zobacz w tym filmie, zupełnie bez montażu - po prostu postawiłem kamerę i nagrywałem nasze reakcje
Cieszymy się, że odwiedziliśmy to miejsce. Po mimo początkowego zamieszania, gdy już poznaliśmy właścicieli i spróbowaliśmy ich jedzenia... żałowaliśmy, że nie możemy tam spędzić więcej czasu. Wszystkim wam to miejsce polecamy!
Poniższa mapa wskazuje dokładnie tą restaurację