Swalbard, archipelag na północy Norwegii, to miejsce niezwykłe i magiczne. Wkroczyliśmy w wyjątkowy świat, gdzie dzień trwał 24 godziny i chodź według astronomów słońce zachodziło, to całą dobę było jasno. Temperatury oscylowały między -20°C a -10°C a wiejący wiatr sprawiał, że odczuwalna temperatura była jeszcze niższa.
Na wyjazd zaprosił mnie Michał, wspaniały człowiek, podróżnik i właściciel agencji eventowej. Mieliśmy już okazję podróżować razem. To fantastyczny, pełen energii człowiek, który potrafi zorganizować dowolne wydarzenie w dowolnej części świata!
Na stronie znajduje się wiele odnośników do podstron, na których znajdziesz dużo więcej zdjęć i filmów z naszych wypraw: Podążaj za TAKIM napisem.
Naszą wspólną przygodę zaczęliśmy na lotnisku w Oslo. Na poniższym filmie możesz poznać resztę ekipy i zobaczyć jak ich przywitałem na samym początku:
Zamówiliśmy taxi i udaliśmy się do domku, który wynajęliśmy na pierwszą noc. Później tego dnia pojechaliśmy też zwiedzić Oslo. Więcej na temat domku, pogody i tego co tam słychać w Oslo przeczytasz w osobnym wpisie.
Następnego dnia, wstaliśmy wcześnie i pojechaliśmy na lotnisko. Nadaliśmy bagaże i wylecieliśmy do Longyearbyen. Lot trwał łącznie ponad trzy godziny. Mieliśmy międzylądowanie w Tromso, podczas którego musieliśmy wszyscy opuścić samolot wraz ze wszystkimi naszymi bagażami i przejść kontrolę paszportową.
Gdy w końcu dotarliśmy do Longyearbyen, zaraz po wyjściu z lotniska udaliśmy się na autobus, który zawiózł nas w okolicę domu - naszej bazy wypadowej na kilka następnych dni.
Tego dnia zwiedziliśmy też "Longyear Town" - więcej na ten temat poczytasz w osobnym wpisie. To tam dowiesz się dlaczego Łukasz był taki szczęśliwy
Kolejny dzień był dniem wielkiej przygody - wyprawy skuterami śnieżnymi do Pyramiden!
Ubraliśmy na siebie wszystkie nasze najcieplejsze ubrania, buty, czapki i rękawiczki. Wyglądaliśmy jakbyśmy mieli lecieć na wakacje Ryanairem i nie chcieli przepłacać za bagaż!
Poszliśmy do biura firmy, która zajmuje się wynajmem skuterów. Tam poznaliśmy Igora, naszego przewodnika, który w ciągu następnych dni miał pokazać nam wyspę.
Duuuużo więcej na ten temat znajdziesz w osobnym artykule. Tu opiszę to w dużym skrócie.
Zanim wyruszyliśmy nagrałem krótką wiadomość dla Anci:
Po drodze zatrzymywaliśmy się kilka razy aby zrobić zdjęcia, zjeść czy zamienić się skuterami.
I tak jechaliśmy i jechalimy aż dotarliśmy do celu naszej podróży:
Trasę pokonaliśmy w około 6 godzin.
Na temat samego Pyramiden, warunków jakie panowały w hotelu oraz kim jest i o czym opowiadał nam Roman - możesz przeczytać w osobnym wpisie.
Następnego dnia, po śniadaniu i zwiedzeniu miasta udaliśmy się w drogę powrotną. I ku naszej uciesze - znów skuterami. Pogoda była znacznie lepsza niż dzień wcześniej. Zdjęcia też wyszły znakomite - dużo więcej niż to jedno poniżej możesz znaleźć w osobnym wpisie.
Niestety, tego dnia, chwilę przed końcem wyprawy mieliśmy mały wypadek. Skuter, na którym jechali Kasia i Jarek wywrócił się na stromiźnie. Niestety Jarek doznał urazu. Wciąż mógł kontynuować podróż i dojechaliśmy do celu ale była potrzebna konsultacja lekarska. Na szczęście wszystko zakończyło się bez złamań czy gorszych obrażeń.
Resztę tego dnia spędziliśmy już w domu, odpoczywając i rozmawiając o sztuce współczesnej...
Kolejnego dnia z samego rana udaliśmy się do portu aby statkiem wycieczkowym odwiedzić kolejne miasto na wyspie - Barentsburg.
Więcej o tym wspaniałym mieście przeczytasz w osobnym wpisie
Wróciliśmy tym samym statkiem. W czasie podróży powrotnej, Nataila zabawiała nas morskimi opowieściami.
Po powrocie do Longyear poszliśmy sobie zrobić zdjęcie przy najfajniejszym znaku na świecie:
Następnie odwiedzimy restaurację, w której zamówiliśmy między innymi carpaccio oraz steki z wieloryba.
Po kolacji udaliśmy się na przeciw do baru aby spróbować whiskey z... naszych roczników.
I tak oto, wciąż naładowani pozytywną energią udaliśmy się do domu.
Rankiem następnego dnia przyszedł czas na wielkie pakowanie, podróż na lotnisko i powrót do domu. Spitsbergen nie pozwolił nam o sobie zapomnieć aż do ostatniej chwili - zobacz, jak wchodziliśmy do samolotu:
Rozstałem się z ekipą na lotnisku w Oslo, gdzie mieliśmy międzylądowanie. Ja poleciałem do Londynu a reszta przez Kopenhagę do Warszawy.