Przez dłuższy czas zastanawiałem się, czy to powinno się tu znaleźć, ale w końcu to blog o naszych przygodach i odkrywaniu świata. Czasami wyruszamy w dalekie zakątki, a czasami odkrywamy to, co jest tuż obok. Tym razem postanowiliśmy wybrać się do peruwiańskiej restauracji.. na piechotę.
Restauracja zlokalizowana w centrum naszego miasta, blisko rynku. Jest to miejsce bardzo dziwne i intrygujące. Wchodząc, poczuliśmy dziwny zapach i widzieliśmy właściciela wybiegającego z lokalu w pośpiechu. Rozejrzeliśmy się dookoła i zaczęliśmy się zastanawiać, czy jest wystarczająco miejsca dla nas. Gości było tylko kilku, ale brakowało... stolików. Krzeseł było dużo, ale każde inne.
Po chwili wrócił właściciel, powitał nas ciepło i szybko zorganizował stoliki. Zaskoczył nas mówiąc, że nie ma kilku potraw z karty, ale zapewnił, że wszystko, co jest dostępne, jest świeże. Zamówiliśmy butelkę wina i dostaliśmy kieliszki – każdy inny. Jeden był lekko pęknięty, więc chcieliśmy go wymienić, ale okazało się, że... nie ma innych. Dopiero po chwili się znalazły.
Kiedy doszliśmy do zamawiania ryb, właściciel zrobił zaniepokojoną minę, ale po sekundzie wykrzyknął: "Albo nie! Ja wam to zorganizuję!" Wybiegł z restauracji i pobiegł na lokalny market. Wrócił po chwili ze świeżymi rybami specjalnie dla nas! Wszystko to w takiej szalonej, zwariowanej atmosferze.
Na jedzenie czekaliśmy rozmawiając i śmiejąc się, zamówiliśmy kolejną butelkę wina. Kiedy jedzenie w końcu przyszło, byliśmy zachwyceni. Smaki były niesamowite, wszystko było pyszne. Właściciel, choć sprawiał wrażenie wariata, okazał się bardzo pozytywnym człowiekiem. Na pewno tam wrócimy!
To była niezapomniana przygoda, która pokazała nam, że nawet najbardziej niecodzienne miejsca mogą okazać się prawdziwymi skarbnicami smaków i emocji