To był cudowny tydzień spędzony w rodzinnym gronie. Cztery pokolenia wspólnie cieszyły się czasem nad jeziorem Garda, zwiedzając malownicze miejscowości, pływając w lub po jeziorze oraz relaksując się na fantastycznym kempingu.

Po przylocie do Mediolanu, ja, Aneta i Zosia czekaliśmy na dziadków, którzy mieli przylecieć z Polski za godzinę. W międzyczasie postanowiliśmy odebrać wynajęty samochód. Po załatwieniu wszystkich formalności w terminalu zostawiłem Anetę i Zosię, a sam wsiadłem w autobus, by dotrzeć na parking. Kiedy zobaczyłem auto, byłem w szoku – było całe porysowane, z wieloma wgnieceniami i, co najgorsze, strasznie brudne!
Kiedy zwróciłem się do pracownika wypożyczalni i pokazałem mu, w jakim stanie jest auto, odpowiedział, że wszystko jest w porządku i on nie widzi żadnych problemów! Okazało się, że nie mówił po angielsku i myślał, że skarżę się na zarysowania! Ponieważ musiałem wrócić na lotnisko, poprosiłem go, aby umył samochód. Po około godzinie wróciliśmy i auto wyglądało nieco lepiej, ale wciąż uważam, że wypożyczalnia powinna się wstydzić!
Zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy na nasz kamping. Jechaliśmy ponad godzinę, głównie płatną autostradą A4...
Dotarliśmy na miejsce na chwilę przed dwunastą. W recepcji usłyszeliśmy, że nasz domek będzie gotowy dopiero o 16. Zostaliśmy więc bezdomni w obcym kraju ;)
Poszliśmy więc pozwiedzać ośrodek i poodpoczywać nad jeziorem.
W restauracji na terenie ośrodka zjedliśmy pierwszą w czasie tego wyjazdu pizze.
Klucze z domku odebraliśmy przed 16. Poszliśmy się rozpakować i resztę dnia spędziliśmy na czilowaniu.
Następnego dnia, punktualnie o 9:41, bordowym busem przyjechały dzieciaczki! Martyna, Krzyś, Hania i Franek ale także ich przyjaciele Marta, Dominik i ich syn Szymon. Super!
I tak samo jak my dzień wcześniej tak on dziś, do 16 zostali bezdomnymi! Zaparkowali więc koło naszej budki. Kiedy oni załatwiali formalności, ja zabrałem dzieciaki i poszedłem pokazać im basen
Późnym popołudniem, kiedy dzieciaki zajęli już swoje domki, zabraliśmy z babcią Ancią wnuki na krótką wycieczkę
Wieczorem poszliśmy zobaczyć jakie ośrodek przygotował animacje. Dzieciaki już tam były.
Przybyliśmy tam na początku sezonu. Animacje były ciekawe ale i śmieszne ponieważ zespół dopiero uczył się współpracy. Mieli wiele zabawnych wpadek, problemy techniczne, a ich taniec nie był idealnie zsynchronizowany, ale mimo to ciągle się uśmiechali. Śmiali się z siebie nawzajem, a my razem z nimi. To było naprawdę pozytywne!
W doskonałych humorach wróciliśmy do naszych domków.
Trzeciego dnia dnia rano obudził nas deszcz.
Postanowiliśmy wykorzystać ten dzień na zwiedzanie.
Pierwszą atrakcją było wielkie akwarium Sea Life
A później pojechaliśmy do Lazise
Wieczorem poszliśmy jeszcze do portu, blisko naszego kampingu aby dowiedzieć się więcej o tym jak działają promy pasażerskie. Planowaliśmy kolejne dni.
Dzień czwarty znów był dniem zwiedzania
Najpierw prawie półtorej godziny samochodem do miasteczka Riva
A później statkiem pasażerskim do Limone Sul Garda
Ta biedna kobieta dostała ode mnie po głowie jeszcze kilka razy. Przepraszam Panią, to chyba z ekscytacji byłem taki niezdarny! Trasa jaką pokonaliśmy wyglądała tak:
Tego dnia, właśnie z powodu w Limone Sul Garda wszyscy ubraliśmy się w stroje z motywami cytrynek
Dzień piąty dniem lenistwa! Wspólnie tak właśnie zarządziliśmy.
Było basenowane, jeziorowane, spane i jedzone.
Tego dnia odwiedziłem muzeum Oliwy
I tak czas płynął leniwie. Poczuliśmy klimat wakacji.
Dzień szósty dniem przygody! Wynajęliśmy motorówkę!
Pływaliśmy łącznie prawie trzy godziny. Było super!
Po południu poszliśmy jeszcze z babcią Ancią na spacer do sąsiedniego miasteczka - Bardolino
Dzień siódmy - po raz kolejny dniem zwiedzania. Tym razem za cel obraliśmy Sirmione.
Nie był to najlepszy pomysł, prawie 40 minut jazdy...
... szukanie parkingów, pół godzinny spacer tylko po to aby przeciskać się między ludźmi. Było naprawdę dużo ludzi.
Chyba jedynym pozytywnym akcentem była kąpiel w jeziorze. Woda była przyjemnie chłodna. Spotkaliśmy też dużą grupę polaków, w tym polki, które sobie śpiewały!
Dzień ósmy był dniem naszego powrotu. Dzieciaki miały jeszcze jeden dzień do wykorzystania.
My wstaliśmy o 3 rano i pojechaliśmy na lotnisko.
Po drodze, chwile, dosłownie minutę przed nami, kiedy wszystkim pokazywałem gdzie muszę zaparkować samochód zdarzył się wypadek. Samochód wylądował na dachu. To zdjęcie zrobiłem później, kiedy jechałem oddać samochód. Kiedy wychodziłem z parkingu po wraku nie było już śladu, co naszym zdaniem, oznacza że nikt nie był ranny. Nie było potrzebne długie śledztwo i można było posprzątać drogę szybko.
I taki to był ten nasz wyjazd. Już nie możemy doczekać się kolejnego!